Około 40 lat temu do Polski dotarł pewien nowy sposób picia i jedzenia. Trudno
mi zacząć w inny sposób, bo jaki by on nie był - od razu nastawi negatywnie
zwolenników nowoczesnej dietetyki. Trudno.
Ten nowy sposób przyjął się dlatego, że był z upragnionego zachodu, a Polska
była już mocno udręczona kolejkami po papier toaletowy i inne szarości
komunizmu. Poza tym przeczył znienawidzonej niemieckiej nauce, która po wojnie
stała się czystym złem podobnie jak wszystko, co nas spotkało ze strony
nazistów.
Mimo, że ta nauka była ponadczasowa, niewykolejona i nieskorumpowana grantami
Rockefellera, z racji pochodzenia została skrzętnie schowana. A stała w
zupełnej opozycji do tego, co przyszło z zachodu, już borykającego się z
otyłością.
Ważnym i dominującym przekonaniem, które funkcjonuje do dziś był to, że
szczupli ludzie są bardziej atrakcyjni.
Kiedy w 1934 roku do USA przyjechała młoda, niemiecka lekarka pediatra - Hilde
Bruch - nie mogła nadziwić się, skąd tyle otyłości w amerykańskim
społeczeństwie. Zwłaszcza dzieci zmagały się z ogromną otyłością i w związku z
tym dotykał ich tak nam dziś znany hejt. Szykany, naśmiewanie się z otyłych
dzieci prowadziło do dramatów, prób samobójczych, głodzenia się, bo panował
oczywiście pogląd, że trzeba mniej żreć i więcej się ruszać oraz innych
nieszczęść nastolatków.
Zauważ, że w 1934 roku nie było jeszcze McDonalda. Ten ostatni pojawił się o
ile mnie pamięć nie myli, dopiero 6 lat później, natomiast KFC działał
zaledwie 4 lata. Fizycznie nie ma takiej możliwości, aby cała populacja 4
lata sie tak roztyła, tym bardziej, że dopiero w 1952 roku z jednego lokalu
zaczął się rozrastać w restauracje franczyzowe.
Nie ma fizycznej możliwości, aby te dwa fakty ze sobą skorelować. Zostawmy
zatem fastfoody i wróćmy do nowych trendów z zachodu, dopasowanych do
polskich realiów.
Aby nie mieszać w jednym artykule wszystkich wątków, spróbuję je
usystematyzować w przyjazny sposób. Dzisiaj skupimy się na wodzie -
nawadnianiu organizmu, który rzekomo składa się w 70% z wody.
Nie będę tutaj przytaczać badań dotyczących hiponatremii wysiłkowej, mimo iż
są to wiele mówiące badania, ale dotyczą głównie maratończyków i innych
sportowców. Moim zdaniem duży wysiłek fizyczny nie jest zarezerwowany dla
sportowców. Nie znam człowieka, który nie wiedziałby, co to znaczy wysiłek
fizyczny, ale aby mój wpis miał sens, zaczniemy od początku.
Na ziemi według różnych danych żyje:
- ≈ 7,8 mln - statystyczna ekstrapolacja Mora & in. 2011 (aktualizowana w przeglądzie Wiens 2023)
- Opisane gatunki to 1576999 - dokładna liczba w najświeższym wydaniu Catalogue of Life z 13 maja 2025 r.
- 5 ± 3 mln – analiza Costello & in. (Science 2013)
- Setki milionów–miliardy - gdy wliczyć tzw. gatunki kryptyczne wychwytywane tylko badaniami DNA (przegląd Wiens 2023 wskazuje nawet 0,56–2,2 mld)
W tym gatunki, które piją na zapas - czyli kiedy nie chce im się pić, ale potrzebują mieć stały dostęp do zapasów wody:
- Wielbłąd (dromader i baktrian). Po okresie odwodnienia wypija błyskawicznie, a wodę „magazynuje” w krwi i tkankach (nie w garbie). Pije na raz do 113 l w ≈ 13 min. Wystarcza mu to nawet 7–10 dni marszu bez kolejnego źródła
- Żółw pustynny (Gopherus agassizii). Podczas deszczów „tankuje” kałuże i gromadzi wodę w wielkim pęcherzu (→ do 40 % masy ciała). Pije na raz kilka–kilkanaście % masy ciała i wystarcza mu do 12 mies. bez nowego picia
- Australian water-holding frog (Cyclorana platycephala). W porze deszczowej pije i odkłada wodę w tkankach i pęcherzu; potem zagrzebuje się w kokonie z martwych skórek. Pije na raz > 50 % masy ciała i wystarcza mu na kilkanaście miesięcy estywacji
- Samce sandgrouse (np. namaqua, Burchell’a). Brzuchate pióra chłoną wodę; ptak leci z „kanistrem” nawet 30 km i po kilku godzinach poi pisklęta. Pije na raz ok. 25 ml (= 15 % masy), pisklę ma zapas na cały dzień upału
- Żyrafa (Giraffa camelopardalis). Nie pije przez ~3 tyg., a potem gasi pragnienie jednym długim „kubkiem” przy wodopoju. Pije na raz ok. 54 l za jednym razem i wystarcza jej na kolejne 2–3 tyg.
- Tutaj chyba brakuje jednego gatunku...
Fizjologia magazynowania - zamiast „zbiornika” w jednym miejscu, większość zwierząt rozprowadza wodę po całym organizmie (krew, tkanki, pęcherz).Oszczędna gospodarka - spowolniony metabolizm, skoncentrowany mocz lub estywacja ograniczają straty.Szybkie ładowanie - im rzadziej pojawia się woda, tym większa jest jednorazowa „sesja tankowania”.W efekcie te gatunki mogą przetrwać tygodnie lub miesiące w suchym środowisku bez stałego dostępu do wody - zupełnie inaczej niż ludzie, którym „pij na zapas” szkodzi (hiponatremia).
Czy środowisko człowieka spełnia jakiekolwiek kryteria z wyżej wymienionych?
Zostań my już tylko przy tych opisanych gatunkach. Półtora miliona! I w
tym tylko 5 z nich pije, gdy nie ma pragnienia! Dlaczego nie pojawiło się
6 pozycji? Brakuje tam człowieka, któremu od 40 lat pierze się mózg i
wmawia, że musi pić wodę, bo składa się głównie z wody, albo że wywodzimy
się z wody i w trakcie ewolucji wyszliśmy z tej wody, itd. Kto normalny
wierzy w te rzeczy? Tym bardziej że wiadomo, iż od conajmniej 40 tys lat
człowiek nie ewoluował. Ale nawet gdyby, to najbardziej dziwię się
starszym, jeszcze żyjącym pokoleniom i zpodziwem patrzę na dojrzałe
kobiety po 50 i 60 tce, te modnisie chodzące z bidonami i popijające wodę
małymi łyczkami.
Przypomnijcie sobie stare głupie baby, czy w czasach przedszkola i szkoły
podstawowej istniało coś takiego jak noszenie przy sobie bidonów? Nie,
ponieważ przede wszystkim nie było plastiku. Następnie szklane butelki
były ciężkie, niewygodne i każdy dzieciak po wyjściu ze szkoły rzucał
tornister gdzie popadnie, by bawić się w wojnę, skakać w gumę lub siedzieć
na trzepaku godzinami.
Wycieczki edukacyjne w trakcie lekcji, podobnie jeszcze w przedszkolu -
na przykład do lasu na początku roku, by zbierać liście, kasztany. Kto ze
sobą nosił bidon? Kiedy się piło? Po powrocie kucharki czekały na
wycieczkę z wielkimi kotłem kompotu, często mało słodkim i każdy dostawał
pełen kubek i wypijał duszkiem. Zdarzała się chłodna herbata zamiast
kompotu.
Nie mówię, że człowiek nie miał pragnienia. Zaspokajał go w inny sposób,
który dzisiaj jest porównywany do samobójstwa. Zrywało się kwiaty i wysysało
z nich wodę. Gdy natrafiło się na strumień, piło się wprost z niego. Ale
pragnienie było inne, dlatego, że zupełnie inaczej jedliśmy. I tu muszę
zakończyć ten wpis, ponieważ wchodzimy na teren żywienia, który jest zbyt
obszerny, aby go rozpoczynać tutaj. Głównie chodzi o to, żeby zacząć jeść w
taki sposób, aby nie trzeba było pić wody na zapas, bo nie jesteśmy ani
żyrafami, ani wielbłądami. Człowiek nie posiada dodatkowego zbiornika na
wodę, a pęcherz moczowy może jednorazowo pomieścić 400 do 600 ml moczu. To
nie jest dużo, zważywszy, że mimo, iż stawia się nas nieoficjalnie w szeregu
razem z tymi "pijakami", to niestety nie mamy możliwości sikać kiedy i gdzie
popadnie. Natomiast plemiona afrykańskie mają ten przywilej, ale oni o
ironio prawie nie piją wody, więc nie potrzebują biegać co rusz za potrzebą.
No jaki ten świat dziwny, prawda? Nota bene, artykuł o ludziach z plemienia
Himby jest gdzieś w moich archiwach. Poszukam i wrzucę tutaj.
Bądź na bieżąco, nie przegap żadnego wpisu, który może okazać się przełomowym. Nie przegap bonusów, być może konkursów, ale co najważniejsze, wiedzy, której już prawie nie ma... Po zapisie otrzymasz natychmiast na swoją skrzynkę - bonusowy eBook..